fbpx

Zgadasz się na wszystko?

Konsekwentnie unikasz pewnych osób?

Czujesz się wyczerpana w czyjejś obecności?

Regularnie wysłuchujesz niechcianych opinii lub komentarzy?

To tylko kilka sygnałów, które wymienia Melissa Urban, autorka książki „Wyznaczanie granic”, po których możesz poznać, że w danej relacji dobrze postawić granice. Książka została wydana przez Wydawnictwo Luna, więc po przeczytaniu mojej recenzji, możecie bez przeszkód skorzystać z tego kompendium wiedzy na temat granic.

Temat stawiania granic od zawsze wywołuje wiele kontrowersji, często dlatego, że uważane są za złośliwe, niekulturalne czy egoistyczne zachowanie. Tak nie jest. Granice są nam potrzebne do zachowania zdrowia psychicznego i do zarządzania naszymi zasobami. Poza tym warto pamiętać, że nasze dzieci patrzą na nas i to od nas mogą nauczyć się, jak rozmawiać o trudnych sprawach, komunikować swoje potrzeby, odmawiać, jeśli nie chce się w czymś brać udziału.

Do stawiania granic potrzebujemy poczuć, kiedy i dlaczego chcemy je ustalić, odpowiedniego języka do tego, by je komunikować oraz doświadczenia, w którym komuś je stawiamy. Na szczęście stawianie granic to nie jest cecha osobnicza, z którą się rodzimy lub nie. To umiejętność, a więc można ją ćwiczyć. 🙂

Na początek upewnijmy się, że rozumiemy, czym jest stawianie granic. Jak pisze autorka, to życzliwość, którą okazujecie sobie i sposób, w jakim dbacie o swoje relacje. Nie jesteśmy więc złośliwi dbając o to, co dla nas ważne. Nie zmienia to faktu, że wytyczanie granic bywa jednak krępujące. To właśnie często sprawia, że nie zwracamy uwagi kelnerowi, który przyniósł nam zimnego burgera i chodzimy na spacery z sąsiadką, podczas gdy wolałybyśmy zostać podczas spaceru same ze swoimi myślami. Jeśli już mamy świadomość tego, że wyznaczanie granic nie jest podłym zachowaniem, to możemy skupić się na tym, jak je sformułować. Autorka tłumaczy, że granica powinna być jasna i życzliwa i że warto skorzystać ze słów, które będą nam przypominać o tym, że należy ją postawić.

Naprawdę?

Że jak?

Ojej!

Na pierwszy rzut oka wydają się błahe lub nawet zabawne, jednak ich rola bywa kluczowa. Używanie podobnych słów daje nam przestrzeń i czas na to, by postawić granicę, zamiast zgadzać się na coś, co jest dla nas nieakceptowalne lub zwyczajnie nieprzyjemne. Autorka pokazuje też, że zachowania takie jak przewracanie oczami, głębokie westchnięcie czy ignorowanie pytania, skierowanego do nas, to co najwyżej niejednoznaczne granice. Nie możemy oczekiwać, że korzystanie z nich uchroni nas przed sytuacjami, w które wolelibyśmy nie wchodzić.

Oprócz poczucia skrępowania, jest jeszcze jeden powód, dla którego trudno nam granice postawić. To szok. Jesteśmy tak zaskoczeni, czy zdziwieni czyimiś słowami lub zachowaniem, że trudno nam uświadomić sobie potrzebę postawienia granicy. Autorka przekonuje jednak, że nawet takie sytuacje można wyjaśnić po czasie. Zachęca do tego, by nie omijać niewygodnych i kontorwersyjnych tematów, bo niestety wrócą do nas za jakiś czas.

Granica nie mówi innym, co mają robić. Mówi im, co wy zrobicie.

Nawet wtedy, kiedy stawiamy granice posługując się pytaniem: „czy mógłbyś wyjść z tym papierosem na zewnątrz?”, to zawsze skupiają się wokół naszych zdrowych ograniczeń. Autorka pisze tak: „Oto trzy rzeczy, które warto zapamiętać:

Granice wynikają z potrzeby ustalania i zachowania własnych progów.

Ludzie nie potrafią czytać w myślach, więc musicie mieć sposób na zakomunikowanie tych ograniczeń.

Jeśli ktoś nadal przekracza granicę, to wy podejmujecie działania niezbędne do jej utrzymania.”

Ważne jest to, że w stawianiu granic nie chodzi o przekonywanie innych do swoich racji, czy potrzeb. Chodzi po prostu o jasny komunikat dotyczący waszego stanowiska w istotnej dla was sprawie.

Nikt nie musi też rozumieć ani zgadać się z naszą granicą, aby ją uszanować. Spójrzcie na jeden z moich ulubionych fragmentów: „Podkreślam to tutaj, bo zwłaszcza kobiety wychowuje się tak, ażeby postrzegały bezinteresowność jako cnotę i potrzebowały cholernie dobrego powodu (a często i zgody) do poproszenia o cokolwiek. Określanie naszych granic i pozostawienie ich bez zbytniego wyjaśniania, usprawiedliwia czy uzasadniania może się wydawać dość krępujące-dlatego właśnie proszę, abyście ćwiczyły i robiły to jak najczęściej. To jeden ze sposobów przypominania sobie, że jesteście warte posiadania i zaspokajania własnych potrzeb”. Nie tłumaczcie się, bo tym samym dajecie drugiej stronie argumenty, które może łatwo zbić. Ćwiczcie odważanie się do stawiania granic i pamiętajcie, że robicie to dla siebie i swoich dzieci, a nie dlatego, że uważacie się za pępek świata.

Kiedy czujemy już, że potrzebujemy postawić granice i mamy słowa, którymi możemy się posłużyć, to przychodzi czas na trzeci punkt, bez którego granicy nie uda się utrzymać. Chodzi o konsekwencję. Jeśli ktoś uparcie ignoruje nasze granice, to mamy do wyboru dwie drogi: albo zrezygnujemy z niej (najprawdopodobniej ze szkodą dla siebie i naszej relacji), albo możemy zdecydować się na wprowadzenie konsekwencji, która może się okazać dotkliwa dla obu stron. Jeśli ktoś uparcie komentuje nasza figurę, możemy zaniechać kontaktów na jakiś czas. Warto jednak najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czy będziemy w stanie to zrobić. Czy jeśli na przykład mama narusza nasze granice, to czy na pewno przestaniemy ją odwiedzać? To, co może pomóc rozeznać się w tej skomplikowanej sytuacji, to zadanie sobie innego pytania: czy relacja, w której moje potrzeby są mniej lub mało ważne, jest udaną relacją?

Poczucie winy.

To emocja, która dotyka każdego, ale warto wiedzieć, że czasem pojawia się zupełnie bezpodstawnie. Mellisa Urban pisze o nim tak: „bezpodstawne poczucie winy, to przyswojony sposób wymierzania kary samym sobie, który za przedkładanie własnych uczuć nad uczuciami innych, za stawanie we własnej obronie lub „sprawianie”, że inni czują się niekomfortowo, każe nam czuć się źle.” Co możemy z nim zrobić? Zobaczyć je i uznać, zamiast udawać, że nie istnieje. Z poczuciem winy można rozmawiać i warto to robić, jeśli chcemy mieć go mniej w naszej codzienności.

Kolorowy kod.

Jeśli chcecie nauczyć się stawiania granic, bardzo pomocny może okazać się system ich kodowania za pomocą kolorów: zielonego, żółtego i czerwonego. ” Jeśli w danym momencie zagrożenie jest minimalne – zachowanie tej osoby nie jest w porządku, ale zdarzyło się pierwszy raz lub nie okazuje się bardzo szkodliwe – nadal znajdujecie się na poziomie granicy zielonej i język, którego używacie do jej wyznaczenia, powinien to uwzględniać. Jeśli jednak zagrożenie dla waszych relacji jest nieuchronne – jak na przykład: „jeśli jeszcze raz wspomnisz o mojej figurze, to po prostu wyjdę” – jesteście na terytorium czerwonym i to właśnie powinien odzwierciedlać wasz język, a także wprowadzone w życie konsekwencje”. Cały opis kodowania granic kolorami znajdziecie naturalnie w książce. 🙂

Jakie wskazówki znajdziecie w książce?

Autorka podzieliła swoją książkę na rozdziały, w których omawia temat stawiania granic w rozmaitych sytuacjach i środowiskach. Jednym z nich jest miejsce pracy. Podpowiada, jak rozmawiać o tym, ile pracujemy i kiedy mamy czas da rodziny. Porusza temat przestrzeni i energii osobistej. Nie pomija również kwestii zachowań pasywno-agresywnych i gaslightingu, czyli manipulacji mającej na celu zasianie w umyślę ofiary wątpliwości co do własnej pamięci lub percepcji.

Dla mnie, jako psycholożki pracującej z mamami, najważniejszy był temat związany ze stawianiem granic wśród najbliższych. Autorka podaje mnóstwo przykładów, którymi możemy się zainspirować rozmawiając z naszymi bliskimi o sposobie spędzania świąt, czy opiece nad dziećmi. Podpowiada, jak rozmawiać z rodzicami i teściami (i kto z kim powinien ustalać ważne dla naszej rodziny reguły). Co zrobić, kiedy teściowie źle się zachowują? Czy dom dziadków to terytorium, na którym tylko oni mogą wyznaczać zasady? Jak nie iść na wojnę z własnymi rodzicami? Odpowiedzi na te pytania również znajdziecie w książce.

Romantyczne związki.

Rozdział szósty i siódmy najbardziej spodoba się natomiast tym z Was, które czują, że potrzebują jasnych granic w swoich związkach, małżeństwach i innych miłosnych relacjach. Jak stawiać granice w temacie finansów? Jak formułować zgodę lub niezgodę na to, co proponuję partner w obszarze intymnych relacji? Jak komunikować potrzeby przy podziale obowiązków domowych? Jak rozmawiać z byłymi partnerami? A na deser, w rozdziale zatytułowanym: „Sprzątanie ze stołu”, możecie przeczytać o stawianiu granic dotyczących jedzenia, alkoholu i rozmów przy stole. To prawdziwa uczta ze wskazówkami.

Dla kogo jest ta książka?

Dla tych, którzy lubią czytać (ma prawie 400 stron, więc to nie jest cienka broszurka) i zdecydowanie dla tych, którzy potrzebują przykładów sytuacji i komunikatów, jakimi można się posłużyć. Każda z nas jest inna, mamy rozmaite relacje i przykładamy wagę do innych potrzeb, ale sposób formułowania granic jest w tej książce przedstawiony naprawdę przejrzyście. Każdy będzie mógł zaczerpnąć coś dla siebie. Ja oczywiście najbardziej polecam rozdział o stawianiu granic w rodzinie, ale i dla tych, którzy nie mają dzieci, będzie to wartościowa lektura. Czytajcie i stawiajcie granice. To moim zdaniem jedna z dróg do prawdziwej wolności.

Kasia Półtorak

Mama ma moc!

Skomentuj